Szwedzka Noc i bitwa w Lozannie

 Szczerze mówiąc, zabrakło mi słów i nie byłabym w stanie opisać tego konkursu jednym epitetem. Emocjonujący, niesamowity... Właśnie zabrakło mi słów. Miałam w planie oglądanie i nadrobienie kilku innych rzeczy, ale skończyło na tym, że nie mogłam oderwać oczu od ekranu.

Myślę, że większość z nas z radością siada przed telewizorem, widząc na liście nazwiska: Duplantis, Kendricks, Lavillenie czy nawet Wojciechowski i Braz. Pamiętając formę Armanda z zawodów w Sztokholmie, aż skakałam z podekscytowania spodziewając się wysokich skoków.

(fot. Przegląd Sportowy)


Ten konkurs przeskoczył moje oczekiwania.

Jak zwykle, zaczęło się spokojnie - od 5.32 zaliczonego przez Sama Kendricksa, Cole'a Walscha, Chrisa Nilsena, Thibauta Colleta oraz Pawła Wojciechowskiego. Ostatnio Amerykanin często decyduje się na skakanie niższych wysokości, a nie opuszczanie ich jak Mondo Duplantis czy Renaud Lavillenie.

Następnie tyczkarze musieli zmierzyć się z 5.52, które pokonał Claudio Stecchi (SB), Paweł Wojciechowski, wszyscy Amerykanie, do tego Francuzi oraz Brazylijczyk Braz. Na 5.62 do rywalizacji dołączył Szwed, skacząc bez problemu. Na tamten moment jeszcze nikt nie pożegnał się z konkursem.

Sytuacja zmieniła się na 5.72 - to ostatni moment, w którym w Lozannie skakał Claudio Stecchi, jak i Paweł Wojciechowski, dwóch Amerykanów - Cole Walsh i Chris Nilsen - oraz dwudziestoletni Thibaut Collet.

Kolejnymi, którzy pożegnali się z rywalizacją, byli Renaud Lavilennie, który po opuszczeniu 5.77 nie pokonał 5.82 - oraz Thiago Braz, który postąpił tak samo.

Tym samym zostało dwóch tyczkarzy - Sam Kendricks oraz Armand Duplantis. Mistrz świata skakał wszystkie wysokości, w większości za pierwszym razem ( 5.62 w drugiej próbie). Amerykanin miał świetny dzień - spokojnie zaliczył 5.87, 5.92, 5.97 a następnie w wielkim stylu 6.02 - ciągle poprawiał więc swój najlepszy występ w aktualnym sezonie. Było też widać, że Kendricks jest niesamowicie szczęśliwy.

Nie muszę chyba mówić, że Mondo zaliczył resztę wysokości bez problemu, więc on i Sam mieli zmierzyć się na 6,07. Właśnie wtedy w Lozannie robiło się coraz ciemniej i ciemniej. Szwed spokojnie skoczył wysokość, kiedy widoczność nie była jeszcze zła - a 6.07 to rekord meetingu, rekord Diamentowej Ligi, nowy rekord życiowy na otwartym stadionie. 

Sam Kendricks nie pokonał tej wysokości, lecz pokazał genialną formę. W pewnym momencie kibice włączyli też latarki w telefonach, aby rozświetlić skocznie, gdyż w Lozannie zrobiło się naprawdę ciemno. Nie dość, że niesamowity konkurs to jeszcze wspaniały widok.


Potem Duplantis podjął próbę na 6.15, która jednak nie zakończyła sukcesem. Po tym Szwed zrezygnował z dalszego skakania, bo jak widać nawet lampka przy skoczni nie pomogła.
Bitwa między Kendricksem, a Mondo była świetna i szczerze nie pamiętam, kiedy ostatnio dwóch tyczkarzy walczyło o zwycięstwo na ponad sześciometrowej wysokości.

" Odpuściłem dwie ostatnie próby, ponieważ zrobiło się ciemno. Uznałem, że dalszy udział w imprezie jest już niebezpieczny. Chyba skakaliśmy z Samem dłużej niż przewidział program zawodów" - mówił Armand Duplantis.

(photo - Olympic Channel)


W następnym poście napiszę o równie świetnym konkursie kobiet, gdzie wygrała Angelica Bengtsson.
Cóż, można powiedzieć, że była to Szwedzka Noc.



 

 

Komentarze

  1. Mundo jest niesamowity. Byłby faworytem do złota w Tokio. Mam nadzieje że w następnym roku jego forma będzie wysoka i jego wyniki jeszcze będą wyższe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Definitywnie. Mam szczerą nadzieję, że długo będziemy oglądać jego wspaniałe skoki, a taki konkurs w Tokio to marzenie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty