Mondo Duplantis liderem w Sztokholmie

 Pomimo długiej przerwy spowodowanej pandemią, forma Armanda Duplantisa dalej jest kosmiczna.

Ale myślę, że to już wszyscy wiemy, między innymi, po Diamentowej Lidze w Monako. Po pobiciu rekordu świata Renauda Lavillenie w Toruniu, a następnie ponownie ( tym razem własnego) w Glasgow, Szwed dalej imponuje i czaruje. Czy ktoś jeszcze pamięta te czasy, gdy każdy konkurs siedziało się jak na szpilkach licząc, aż w końcu ktoś skoczy, astronomiczne wtedy, sześć metrów? I nadeszły czasy Mondo, który tą wysokość skacze przepięknie - stylowo, z ogromnym zapasem. Sprawia, że to wszystko wygląda łatwo, choć oczywiście nie jest.

Część z nas przyzwyczaiła się do tego, że dwudziestolatek jest ostatnim, który pozostaje w konkursie. W Sztokholmie najdłużej rywalizował z Benem Broedersem i Samem Kendricksem. Amerykanin w pierwszej próbie zaliczył 5.33, jak i 5.53. Opuszczając wysokość 5.63, podjął trzy próby na 5.73 - wszystkie nieudane.
Drugi w rywalizacji był Belg, który ustanowił swój najlepszy wynik w sezonie - 5.73, lecz odpadł na kolejnej wysokości, 5.83.

I tu przechodzimy do zwycięzcy - Duplantis bez problemu skoczył 5.53, a następnie 5.73 oraz 5.83, co już czyniło go zwycięzcą. Jednak, jak wiemy, Szwed na tym się nie zatrzymuje. Opuścił kolejne wysokości, a potem łatwo skoczył 6.01, ustanawiając rekord meetingu. Podejmował się też 6.15, czyli rekordy świata na otwartym stadionie, choć trzy próby spalił. 

Za każdym razem, gdy Mondo podejmuje się rekordu mam ciarki - siedzę z telefonem w ręce, czując jak bardzo trzymam kciuki - aż tak, że nie mogę oderwać wzroku od ekranu. Obawiam się, że moja rodzina dalej ma w głowę moje okrzyki radośni po 6.17 w Toruniu, a później 6.18 w Szkocji. Biorąc pod uwagę genialną formę młodego tyczkarza, 6.15 prędzej czy później zostanie przez niego przeskoczone. 

Komentarze

Popularne posty